wtorek, 28 maja 2013

obietnica pierwsza



Pamiętasz jak „my” w ogóle  powstaliśmy? 

To proste, ja zaczynałam pracę jako asystentka twojego trenera, a ty już od sezonu występowałeś w Bydgoszczy.
Zaczęło się od niewinnych uśmiechów na treningach, lekkich pogawędek w wolnym czasie. Z czasem przeobraziło się w coraz to bardziej bliższe relacje. Po jakimś czasie, zrobiłeś pierwszy krok zapraszając mnie na randkę. A później na kolejne i kolejne.
Ciągnęło nas ku sobie, pasowaliśmy do siebie. Chłopaki mówili, że odkąd pojawiłam się w zespole, ty się zmieniłeś. Ponoć na lepsze.
Często chodziliśmy na spacery, jedliśmy razem obiad, podwoziłeś mnie po treningu do domu, czasami chodziliśmy z chłopakami na imprezy. Ale wtedy jeszcze nie byliśmy parą.
Pamiętam, w jak bardzo pokręcony sposób wyznałeś mi, że mnie kochasz.
Teraz się zastanawiam, czy jakiekolwiek z twoich słów było szczerą prawdą.

Pakowałam potrzebne rzeczy do dużych toreb, zbierałam z boiska porozrzucany sprzęt. Trening skończył się pół godziny temu, poza mną i ochroniarzami nikogo nie było na hali. Właśnie zapinałam torbę chcąc przenieść ją do kantorka, gdy w całej hali zgasło światło. Szybko się wyprostowałam i odwróciłam. Nic nie widziałam, wszędzie była ciemność. Na początku pomyślałam, że to jakaś awaria, ale gdy usłyszałam kroki przestraszyłam się nie na żarty.
-Kto tu jest? – zapytałam z przerażeniem.
Odpowiedzi niestety nie uzyskałam.
Odwróciłam się z powrotem do jednej z toreb chcąc po omacku wyszukać jakikolwiek przedmiot, który mógłby posłużyć mi za narzędzie obronne.
Odgłosy kroków stały się coraz bardziej donośne, ktoś się zbliżał. Już miałam zamiar krzyczeć, ale ktoś złapał mnie pasie i podrzucił do góry. Donośny śmiech rozszedł się echem po całej sali.
-Nie bój się, przecież to tylko ja! – powiedziałeś wesoło, podchodząc ze mną na rękach do najbliższego włącznika światła. Ujrzałam twoją roześmianą twarz, niebieskie oczy i jeszcze wilgotne po prysznicu włosy.
-Boże, nawet nie wiesz jak się przestraszyłam! – odfuknęłam zeskakując z twoich rąk.
-Oliwia, bo jest taka sprawa. – powiedziałeś nieco zakłopotany.
-Jaka? – spytałam zaciekawiona.
Zacząłeś się śmiesznie jąkać, ale gdzieś pomiędzy tym bełkotem dało się wyczytać „chciałbym, żebyś została moją dziewczyną” z twoich ust.
Zaśmiałam się wesoło, wspięłam się na palcach najwyżej jak mogłam i lekko musnęłam zaróżowione usta.
-Tylko mnie więcej nie strasz.
-Obiecuję, już nigdy więcej cię nie przestraszę. – powiedziałeś uśmiechając się słodko. – Chodź Olik, odprowadzę cię do domu. – chwyciłeś moją dłoń i pociągnąłeś w stronę wyjścia.

Tak właśnie powstaliśmy.

Pamiętaj, obiecałeś.
*
Dobry wieczór!
Tekst pisany kursywą to w większości zdarzenia z przeszłości. Pozostałe rozdziały będą podobnie wyglądać.
Pragnę zaprosić także tu. Blog nie mój, ale przyjaciółki, więc i ja dołożyłam tam swoje trzy grosze.

środa, 1 maja 2013

prolog

Znów pojawiasz się w moim życiu. Znów bez żadnego uprzedzenia czy zapowiedzi. Bezceremonialnie włazisz z buciorami do mojego świata. A ja, za cholerę nie potrafię zamknąć przed tobą drzwi.

Gdzie byłeś, kiedy tak bardzo cię potrzebowałam? Gdzie się podziewałeś, kiedy nie radziłam sobie z życiem?  Gdzie byłeś, kiedy nie miałam sił już walczyć? Gdzie do cholery byłeś?!
Czego ode mnie oczekujesz? Po co znów się pojawiasz? Naprawdę jesteś tak głupi licząc na to, że rzucę ci się na szyję i powiem ckliwe „tęskniłam”. Co chcesz usłyszeć? Co chcesz zobaczyć?
Wiesz, mam gdzieś twoje tłumaczenia.
Mówiłeś, że będziesz zawsze. Że nigdy nie zostawisz, nie opuścisz. Ale gdy tylko pojawiły się jakieś komplikacje, umywałeś od wszystkiego ręce.
Miłość na tym nie polega, wiesz? To nie jest tak, że powiesz „chcę żeby było dobrze”, pstrykniesz palcem i już, problemy znikają. Nie zawsze w życiu jest z górki. Nie zawsze wszystko jest idealne. W miłości też zdarzają się postoje, chwile zwątpienia. A my musimy się nauczyć z tym walczyć, musimy umieć sobie radzić z przeciwnościami losu. 

Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty.
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze.
Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze.

Do dziś doskonale pamiętam co wypowiedziałeś tamtego wieczoru.

Nie jestem na to gotowy. Oliwia, postaraj się mnie zrozumieć. Mam całe życie przed sobą, moja kariera rozkwita. Nie mogę tego zniszczyć. Wiem, że poradzisz sobie sama. Coś wymyślisz.

Wyszedłeś z mieszkania, uprzednio całując mnie w głowę. Osunęłam się po ścianie i rozpłakałam.

Byłeś strasznym egoistą. Zresztą jesteś nim do dziś. Znienawidziłam cię za te słowa. Chciałam zabić, rozszarpać, wykrzyczeć jak bardzo się ciebie brzydzę. Jak bardzo mnie zraniłeś, jak bardzo sam siebie przekreśliłeś.
Myślisz, że ja byłam gotowa? Że sobie poradziłam? Sama, bez nikogo, bez ciebie? Nawet nie wiesz, jak bardzo się pomyliłeś.
Odszedłeś. Tak po prostu odszedłeś. Wyjechałeś na drugi koniec Polski, nie martwiąc się o nic. Zacząłeś nowe życie, beze mnie.
Wiesz, ja też tak chciałam. Zapomnieć o tobie, o nas. Spalić tamtą kartkę życia, zacząć pisać swój własny scenariusz na nowej, czystej i pustej.
Ale nie mogłam. Tak bardzo chciałam, ale nie mogłam. Może i mój mózg już o tobie zapomniał, wymazał z pamięci. Ale za każdym razem, gdy położyłam dłoń na zaokrąglonym brzuchu, ta mała istotka rozwijająca się pod moim sercem przypominała mi o tobie.
A ciebie już nie było.
Ale przecież obiecałeś, że zawsze będziesz.
 
Pamiętaj, obiecałeś.
 *
"Drużyna się rodzi, Drużyna umiera..."
"Zamykam najpiękniejszy jak do tej pory rozdział w moim życiu" - tyle w temacie.
Następny rozdział prędko nie będzie, od razu uprzedzam.