wtorek, 23 lipca 2013

obietnica piąta




Pamiętasz, kiedy zrozumiałeś swój błąd?

Dni mozolnie płynęły, brzuch rósł coraz szybciej, lato żyło pełnią życia, a ja przestawałam obwiniać za wszystko to bezbronne dziecko i chyba powoli przyzwyczajałam się do niego.
Będąc w szóstym miesiącu ciąży, chyba odezwał się we mnie instynkt matczyny. Często przyłapywałam siebie na spoglądaniu na roześmiane dzieciaki, biegające pod blokiem, na malutkie ubranka porozwieszane na wystawach sklepów. Ale dopiero pewnego lipcowego wieczora, siedząc z malinową herbatą, poczułam to, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam.  

Upiłam łyk ciepłego napoju, odłożyłam ulubiony kubek na stolik.
Zmieniłam się. Może to dziecko mnie zmieniło, może Sabina i Blanka mi pomogły. Więcej dbam o siebie, choć nadal popalam po kątach. Całkowicie wyrwałam się ze świata siatkówki. Kilka tygodni temu zrezygnowałam z pracy w bydgoskim klubie. Widziałam współczujące spojrzenia siatkarzy, gdy przyszłam się pożegnać. Od Konarskiej wiem też, że chłopacy nieźle nakrzyczeli na ciebie i próbowali jakoś wpłynąć na twoje zachowanie. Jak widać, skutków nie ma. Może i to dobrze. Jakoś sobie radzę bez ciebie, muszę. 

Nagle poczułam łaskotanie, jakby lekkie uderzenie od wewnętrznej strony brzucha. Zaniepokojona delikatnie uniosłam ku górze szarą bluzkę i położyłam dłoń na wypukłym brzuchu. Wsłuchiwałam się w ciszę, czekałam na najmniejszy ruch. Z dłonią na brzuchu czekałam jakieś dwie minuty, ale nic już nie poczułam. Może tylko mi się co zdawało. Schyliłam się po kubek, gdy znów poczułam coś poczułam, ale z większą siłą niż chwilę temu. Teraz już byłam pewna, że to kopnięcie. Jedna samotna łza potoczyła się po zaróżowionym policzku i skapnęła na bluzkę. Otarłam policzek kciukiem i chyba właśnie zrozumiałam, że kocham to dziecko. I że cholernie mi głupio, za to co wyprawiałam kilka tygodni temu. Dlatego teraz muszę sprawić, żeby wszystko było już dobrze.

Pamiętam jak bardzo zmieszana byłam, gdy odczytałam ten jeden głupi SMS.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą. Odłożyłam książkę, a w dłoń chwyciłam dotykowego samsunga. Jedna nowa wiadomość. 

"Cześć. Chciałem się zapytać jak się czujesz? Wszystko w porządku? Dawid nie chce mi nic powiedzieć, więc pomyślałem że napiszę. Moglibyśmy się spotkać? Obiecuję, że znajdę trochę czasu.
Andrzej."

Złość, zawód, gniew, rozpacz i…… nadzieja.
Różne emocją mną targały.
Naprawdę nie stać cię było na coś więcej? Tylko głupi SMS? Nie miałeś mi nic więcej do powiedzenia? Po trzech miesiącach przypominasz sobie, że gdzieś tam w innej części Polski jest kobieta, która nosi pod sercem twoje dziecko. I myślisz sobie, a co tam, napisze do niej. Przecież nic się nie stanie.
Pieprzony dupku, nawet nie wiesz jak bardzo cię nienawidzę.
Ale cholera jasna, cały czas kocham.

Rzuciłam telefon na łóżko i podążyłam do łazienki. Spędziłam w wannie dużo czasu, rozmyślałam nad twoim głupim SMS-em. Myślałam, że jesteś dojrzalszy. Zawsze mówiłeś, że skoro ja jestem młoda i nieco szalona, ty musisz odpowiadać i za mnie i za siebie. Zapomniałeś, prawda? O wszystkim zapomniałeś. 

Może to był dobry czas na przypomnienie? 

Ubrana w ogromną koszulkę z logiem bydgoskiego klubu położyłam się na duże łóżko. Spojrzałam jeszcze raz na telefon, przeczytałam po raz kolejny te kilka zdań. Wzięłam głęboki oddech kładąc rękę na brzuchu. Odłożyłam komórkę na szafkę nocną i próbowałam zasnąć. Po pół godzinie wiercenia się na łóżku wstałam i poszłam do kuchni. Chwyciłam paczkę papierosów,  wyciągając już jednego gdy nagle poczułam takie charakterystyczne uderzenie w okolicach brzucha. Rzuciłam paczkę L&M i napiłam się tylko mineralnej wody. Położyłam się z powrotem, wpatrując się w ciemności. 

Niby zdążyłam się przyzwyczaić do twojej nieobecności, ale chyba wtedy dotarło do mnie, że tak czy siak cholernie mi ciebie brakowało. Brakowało mi ciebie po drugiej połowie łóżka. Twoich rąk zaplecionych na moim brzuchu, bosych stóp wystających kawałek za materac. Twojej brody opartej na moim obojczyku, miło drażniącego moją skórę zarostu. Brakowało mi walk o kołdrę, która i tak lądowała w nieokreślonym miejscu, bo to ty dawałeś mi największe ciepło. Brakowało pobudek pocałunkiem w skroń, łaskotek, gdy nie chciałam wstać z łóżka.
Cholernie brakowało ciebie.

Wibracja rozniosła się po całym pomieszczeniu otoczonym ciszą. Zdenerwowana, bo już prawie zasypiałam po omacku odszukałam telefon i bez patrzenia przesunęłam palcem po ekranie, równocześnie zaczynając rozmowę.
-Halo, Oliwia? Dzwonię, bo nie odpisywałaś, martwiłem się. Wszystko w porządku?
Słysząc twój głos, poczułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł ziemnej wody.
-Tak. Czego chcesz?– odpowiedziałam krótko.
-Moglibyśmy się kiedyś spotkać? – spytałeś z nadzieją w głosie.
-Nie. Nie wiem.– rozłączyłam się, nie mówiąc nic, co tak bardzo chciałam ci wykrzyczeć.
Zasnęłam, mocząc miękką poduszkę łzami.

Już wtedy nie wiedziałam czego chcę. Chciałam ciebie, ale nie po tym wszystkim. Nie chciałam ci dać drugiej szansy, ale chyba, nawet o tym nie wiedząc już ci ją dałam.

Pamiętaj, obiecałeś.

*

Ostatnia obietnica, został epilog, a potem znajdziecie mnie już tylko tu.

czwartek, 11 lipca 2013

obietnica czwarta




Pamiętasz, co przez ciebie zrobiłam?

Teraz już wiem, że postąpiłam bardzo źle.
Nie warto było narażać siebie i dziecka dla takiego kogoś jak ty.

Osunęłam się po ścianie i rozpłakałam. Przesiedziałam tak niecałą godzinę, nie myślałam o niczym, nie myślałam o tobie, o dziecku, tylko po prostu płakałam. Później ocknęłam się i pewnym krokiem, ocierając słone łzy spływające z policzka powędrowałam do kuchni. Otworzyłam jedną z szafek, wyjęłam szklankę, a z lodówki pół litra wódki. Przeszukałam cały dom, nie mogąc znaleźć papierosów. Znalazły się na parapecie w mojej sypialni. Usiadłam na podłodze w salonie, w jedną rękę chwyciłam butelkę wódki, a w drugą zaś pilot od wieży. Z głośników popłynęła muzyka Iron Maiden  „Fear of a dark”. Twoja ulubiona piosenka. Pociągnęłam duży łyk trunku, krztusząc się niemiłym smakiem. Odpaliłam papierosa, później drugiego, trzeciego, aż w końcu całą paczkę. Po dwóch godzinach wypiłam całą butelkę, wypaliłam cała paczkę papierosów, a piosenkę wykułam już na pamięć. Co było dalej, nie pamiętam, podejrzewam, że zasnęłam.

Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Uniosłam lekko głowę i zobaczyłam butelkę po wódce, szklankę i pełno petów w popielniczce. Na podłodze leżało nasze wspólne zdjęcie, a właściwie jego dwie połówki. Na jednej byłam ja, na drugiej ty – roześmiany, z iskierkami w oczach. Wstałam, czując jak pęka mi głowa. Podreptałam do drzwi, po drodze potykając się o twoje buty. Kopnęłam je z całych sił, zaciskając pięści. Otworzyłam drzwi, a do mieszkania wpadła Sabina z Blanką.
-Oli, od godziny próbujemy się do ciebie dodzwonić! – krzyknęła Blanka.
-Ciszej.
-Oszalałaś? Co to jest? Papierosy, wódka? Oliwia, jesteś w ciąży! Musisz o siebie dbać! Co się stało? – trajkotała Sabina.
-Nic. Nie chcę tego dziecka. – powiedziałam odpalając papierosa, który musiał się gdzieś uchować wczorajszej nocy.
-Ty chyba oszalałaś. 

Zaciągnęłam się fajką, nie słuchając już paplania przyjaciółek. Mocny dym drażnił moje nozdrza, pozwalając na chwilę zapomnieć o całym świecie, zrelaksować się. Niestety nie dane mi było dłużej relaksować się tytoniem, bo Konarska brutalnie wyrwała mi papierosa z dłoni.
-Spróbuj zrobić coś głupiego. – pogroziła mi Blanka i razem z Sabiną wyszła z mojego pokoju.
Podniosłam się z kanapy i poszłam do łazienki. Zimnie strumienie wody pobudzały do życia zmęczone ciało.
Owinęłam się białym ręcznikiem i wyszłam z łazienki. W kuchni siedziały dziewczyny, każda z kawą w dłoni. Usiadłam na jednym z wolnych krzeseł.
-Usunę to dziecko.
-Oliwia, ty naprawdę oszalałaś. Co ty wygadujesz?! Gdzie jest Andrzej? – wrzeszczała Blanka
-Andrzej to nieodpowiedzialny dupek. Niech spieprza z mojego życia, przecież musi rozwijać swoją karierę. – powiedziałam podenerwowana z lekką ironią w głosie.
-Żartujesz, on cię zostawił?! Z dzieckiem w drodze?!

Nie odpowiedziałam, połknęłam tylko tabletkę przeciwbólową i poszłam do sypialni z zamiarem ubrania się. Założyłam czarne rurki i kremową bluzkę z krótkim rękawkiem. Szybko posprzątałam bałagan w salonie i nagadałam dziewczynom, że nie zrobię nic głupiego i mogą już iść. Gdy drzwi za nimi zamknęły, usiadłam na parapecie i odpaliłam kolejną fajkę.
Nie obchodzi mnie to dziecko, chcę się go pozbyć. Nie mam zamiaru wychowywać go sama, bo ty masz co innego to roboty. Aborcja będzie najlepszym wyjściem w tej sytuacji. Tu uciekłeś od problemu, ja też ucieknę.
Zaciągnęłam się dymem, a przed moją głowę przylatywały słowa wypowiedziane przez ciebie jakiś czas temu.
„Obiecuję, przejdziemy przez wszystko razem. Bez względu na wszystko, zawsze będę przy tobie.”

Tego samego dnia udaję się pod adres znaleziony w internecie. Niepewnie wchodzę do pomieszczenia. Siadam na krzesełku, a po chwili pojawia się mężczyzna ubrany w biały kitel.
-Zapraszam do gabinetu. – mówi, gestem wskazując drzwi.
Wyjaśniam wszystko i czekam na jego reakcje. Serce nie bezpiecznie przyspiesza, robi mi się słabo. Nerwowo kładę rękę na leciutko wypukły brzuch. Po chwili facet po czterdziestce każe mi zdjąć bluzkę i położyć się na fotelu. Wilgotną maź rozsmarowuje po moim brzuchu. Po zrobieniu USG „lekarz” nakazuję mi się ubrać i usiąść na poprzednim miejscu.
-Niestety nie da się przeprowadzić aborcji. Płód jest już rozwinięty, choć bardzo mały. Jest już za późno, przykro mi.
Zdenerwowana wychodzę z pomieszczenia i wracam do domu. Nie rozpijam się, nie duszę się papierosami. Siedzę tylko w wygrzebanej z dna szafy bluzie, która nadal pachnie tobą i przez godziny płaczę, nie mogąc wymyślić żadnego planu na swoje życie, prawdopodobnie jako samotna matka.  

Pogodziłam się z tym, że muszę sama wychować moje dziecko. Bez twojej pomocy, więc nie waż się ponownie zjawiać w moim życiu.

Pamiętaj, obiecałeś. 
 *